Czy istnieje pojęcie sportowa troska? Tak! Zmusiła mnie do zabrania głosu w kwestii artykułu „KM”- „Wskrzesić Juranda”. Czy mam do tego prawo? Nie chcę być subiektywny, ocenę pozostawiam czytelnikom.

Między startem a metą

W 2001 roku wraz z przyjaciółmi założyłem w Szczytnie pierwszy klub sportowy zrzeszający maratończyków i sympatyków biegania. Od 14 lat jestem jego prezesem. Pomysłodawcą szeregu wydarzeń. Stanowimy bardzo zżytą rodzinę sportową, przeprowadziliśmy wspólnie kilkadziesiąt imprez o zasięgu ogólnopolskim. W trakcie setek sportowych wojaży w kraju i za granicą mieliśmy okazję uczestniczyć, podglądać i przypatrywać się organizatorom maratonów. Nasze praktyczne uwagi i spostrzeżenia przekazywaliśmy niejednokrotnie, angażując się w pomoc przy „Maratonie Juranda”. Notabene, niewielu pewnie wie, że mieliśmy bardzo silną drużynę, wygrywaliśmy maraton w tej kategorii, a i w kraju stawaliśmy wysoko w klasyfikacjach.

W naszych szeregach jest wielu mistrzów kraju w różnych biegach i kategoriach długodystansowych.

Na opisywanie sukcesów, trzeba by poświęcić cały numer „Kurka”. Tak dziwnie się składa, że bardziej znani jesteśmy...poza Szczytnem.

No to, jak już się skromnie wprowadziłem, uprzejmie donoszę, że: zdumiewa mnie wypowiedź pana naczelnika Dobrońskiego, cytuję: „Jestem zdania, że gdyby była przychylność środowiska, można by było reaktywować taki bieg”. Pytanie - jakiego środowiska? AKB wystąpił z propozycją reaktywacji maratonu, po uprzednim uzyskaniu zgody dotychczasowych organizatorów z ich namaszczeniem, przed którymi chylę czoła za tak długi okres pracy na rzecz maratonu. Odpowiedź środowiska pana naczelnika w osobie pani Burmistrz, po godzinnej rozmowie z zarządem AKB, była taka, że przyznano nam na reaktywację jedną trzecią tego, co dostawali dotychczasowi organizatorzy w ramach wsparcia zadania. Ku oświeceniu dodam, że sponsor strategiczny gotów był ze swojej prywatnej kieszeni (sic!), wyłożyć drugie tyle, pod warunkiem, że miasto wykaże się pomocą nie mniejszą, niż dotychczasowa. Kierował się oczywiście prostą zasadą podniesienia prestiżu biegu, a co za tym idzie lepszej własnej rozpoznawalności z tego tytułu i wkładu wynikającej. Z tej i innych przyczyn środowiska, musieliśmy od wykonania zadania odstąpić. Pani Burmistrz nie winię, bo nie musi znać się na wszystkim, ale kompetentnych od sportu ma cały zastęp zastępców, wystarczyło któregoś przywołać i zobowiązać.

Nadmienię, że kwota 10 tys., o której wspomina pan Palmowski, była w ogólnopolskich rankingach najniższym wsparciem samorządu w jednym z najstarszych polskich maratonów. Dla przykładu dodam, że koordynacja działań, logistyka, zakres zadań, poniesione koszty przy maratonie nie odbiegają od takiego „kartoflaka”. Jednak ocena decydentów w zakresie realizacji i podejście do tematu, różni się już diametralnie. Wydaje mi się, że po części jest to wina tych, co decydują o wsparciu przedsięwzięcia, bo jak mogą poddawać ocenie coś, w czym nie uczestniczą i nie widzą, a decyzję opierają na opinii gremium, które z tych samych przyczyn nie ma o tym pojęcia, (ja bym się nie podjął bez wiedzy i kwalifikacji prowadzenia centrum rehabilitacji, ale oceny stowarzyszeń i ich pracy- już tak). Dlatego podział środków, budzi zawsze tyle kontrowersji.

Ważna persona na urzędzie, onegdaj, tak mi odpowiedziała: „gdybyśmy mieli chodzić na każde zaproszenie, to zabrakłoby nam czasu na pracę”. Wszystko w temacie, a na jakie chodzą, to wszyscy wiemy.

W ostatnich edycjach „Maratonu Juranda”, wielokrotnie słyszeliśmy od organizatorów, że już mają dość i nie będą dalej maratonu organizować. Wówczas wychodziliśmy z propozycją, przejęcia zadania, po takich deklaracjach o dziwo potrafili się zmobilizować, tym bardziej zaskoczył mnie fakt zakończenia dalszych cykli. A przecież można było, dla dobra jedynej w regionie prestiżowej imprezy, powiadomić środowiska sportowe i samorządowe, dla wspólnego uratowania maratonu. Temat, po jakimś czasie, był podejmowany, ale ani MOS, ani PCSTiR, nie wykazało zainteresowania.

Mojemu przyjacielowi Zbysiowi Dobkowskiemu, który sceptycznie w artykule ocenia całokształt społecznikowania, uprzejmie wyjaśniam, że są jeszcze społeczni „wariaci”, tylko potrzeba mniej egoizmu, wystarczy zasada, że wszyscy przy organizowaniu są najważniejsi - opłaca się. Oczywiście środowisku nie opłacanemu. Co do biegu po schodach, to nie ma go z prozaicznej i kuriozalnej przyczyny. Organizowaliśmy, za „swoje”, póki było za co, gdyż styczniowo-lutowy termin, jeszcze kilka lat temu nie pozwalał stowarzyszeniom, być aktywnym i tak jak niedźwiedzie, musiały spać, bo administracja z przeprowadzeniem konkursów nie nadążała- ustawowo. Wielokrotnie ten problem podnosiłem. A gdy ktoś, tam wyżej doszedł do wniosku, że trzeba to zmienić, miałem nadzieję wystąpić o wsparcie biegu po schodach. Niestety moi członkowie przegłosowali, aby zrezygnować z tego pomysłu, bo nie dostaniemy wówczas, albo dostaniemy bardzo małe wsparcie na „Szczycieńską Piętnastkę”. No i się przekonali, dostaliśmy o połowę mniej środków. Naiwność nie jest z założenia czymś złym, więc nie ma biegu i nie ma sprawy, ani zgrzytów między nami. To samo dotyczy biegu „Cudami Mazur” z gen. Polko, ogromna praca logistyczna, masa warunków do spełnienia, drogowych, wodnych, potężny koszt, wyjątkowość, sukces rokujący na przyszłość i niepowtarzalny klimat imprezy, gotowość zaangażowania się w przyszłe edycje Generała i co...i nic z podobnych przyczyn. Władza nie zauważyła, „Tygodnik Szczytno” zauważył... jako polityczną hucpę. Mnie pozostał dług i żeby nie przyjaciele za co im dziękuję, byłoby krucho. I mógłbym tak dalej opisywać....

Z szacunkiem przyjmuję aktywność we wskrzeszaniu maratonu pana Sienkiewicza, tylko pytam, czy aż, żeby do tego dojrzeć i zauważyć, trzeba było zostać radnym? Odnośnie roli głównego organizatora, czy najważniejszego współorganizatora jakimi powszechnie są lokalne ośrodki sportu, odpowiem panu ustami naszej Burmistrz: MOS i jego Dyrektor, nie są od organizacji tego typu imprez, to wykluczone, oni mają za zadanie administrowanie obiektami sportowymi w mieście. Działo się to w obecności mojego zarządu, a gdy dopytałem czemu w prasie czytam o organizacji, przez MOS wielu innych imprez, odpowiedź padła...bez konkretnej odpowiedzi. Dlatego jak już wyżej wspomniałem do wskrzeszania potrzeba jasnej sytuacji i wiedzy „who is who”, tak w I, jak i w III Sektorze - żeby nie było narodzin z pogrzebem. Zaznaczam, że nie jesteśmy przemądrzali, ale wiemy i widzimy, jak robią to inni. Żeby maraton mógł odbyć się za rok z powodzeniem i odpowiednią frekwencją z uwagi na mnogość biegów stokroć większą niż przed laty, działać należy natychmiast, a to wiąże się również z kosztami. No i musi być to „coś”, albo „lep”, jak kto woli. Jeśli ktoś poczuł się dotknięty, to przepraszam, nie ma we mnie złej woli.

W zdrowym ciele zdrowe cele

Krzysztof Wilczek

Prezes AKB