Niewysoka blondynka z włosami skręconymi w charakterystyczne dredy, przemykająca po ulicach Szczytna na rowerze jest znana nie tylko bywalcom Muzeum Mazurskiego. W ciągu swojego rocznego pobytu w grodzie Juranda zdążyła zrealizować kilka projektów wykraczających poza muzealne mury. Przed powrotem do Niemiec podzieliła się z "Kurkiem" przemyśleniami na temat miasta i jego mieszkańców.

Luzia na mazurskich ścieżkach

WOLONTARIAT NA TOPIE

Luzia Leifert swoją charyzmą i zapałem mogłaby obdzielić co najmniej kilka osób. Zawsze pełna pomysłów i chęci do działania, w ciągu swojego rocznego pobytu w Szczytnie dała się poznać jako dobra organizatorka oraz animatorka inicjatyw kulturalnych i ekologicznych. Przyjechała tu jako wolontariuszka w ramach międzynarodowego projektu realizowanego przez Wspólnotę Kulturową "Borussia". Jego celem jest ochrona krajobrazu kulturowego Warmii i Mazur, a uczestnikami są młodzi ludzie z Polski, Niemiec i Rosji. Luzia Leifert ma dopiero 19 lat. Urodziła się we Frankfurcie nad Menem, ale dzieciństwo spędziła w niewielkiej wsi Weidenhausen leżącej w Hesji. Po maturze zdanej w szkole średniej w pobliskim miasteczku Eschwege postanowiła wyjechać do innego kraju, by pracować tam jako wolontariuszka. W Niemczech wolontariat jest bardzo popularny. Dla wielu młodych ludzi, którzy nie podjęli jeszcze studiów to swoista szkoła życia, zdobywanie nowych doświadczeń i możliwość rozwijania zainteresowań. Luzia Leifert początkowo chciała wyjechać do Szwecji, jednak okazało się, że organizacja zajmująca się międzynarodowym wolontariatem, do której się zgłosiła, nie ma w tym kraju partnerów. Ostatecznie wybór padł na Polskę i Szczytno. Początkowo z rezerwą podchodziła do perspektywy pracy w muzeum.

- Wydawało mi się, że to nie jest miejsce dla mnie. Wkrótce okazało się jednak, że mam tu dużo swobody i mogę bez przeszkód realizować moje pomysły i projekty - mówi wolontariuszka.

TRZEBA TYLKO CHCIEĆ

Luzia Leifert szybko nauczyła się polskiego, co na ogół wielu Niemcom sprawia duży kłopot. Od razu też zaczęła realizować szereg przedsięwzięć wykraczających poza jej codzienne obowiązki muzealne. Jesienią ubiegłego roku zorganizowała w muzeum polsko-niemiecki wieczór filmowy. Prowadziła także wraz z innymi wolontariuszkami - Polką i Rosjanką kilkudniowe warsztaty adwentowe dla dzieci z przedszkola "Pod topolą", podczas których wraz z milusińskimi wykonywała różne ozdoby świąteczne. Potem był kolejny wieczór filmowy, tym razem w herbarciarni "Róża Wiatrów". Liczba widzów zaskoczyła wolontariuszkę.

- Przyszło około 40 osób, co było dla mnie wielkim sukcesem. W moim miasteczku w Niemczech bardzo trudno wyciągnąć z domu nawet taką liczbę mieszkańców.

Młodą wolontariuszkę dziwią z kolei narzekania młodych szczytnian na brak inicjatyw kulturalnych. Według niej winę ponoszą często sami malkontenci.

Jeden z mieszkańców żalił mi się, że nie ma tu nawet kina. Tymczasem można je bez większych problemów zorganizować samemu, niewielkim nakładem sił. Wystarczy wypożyczyć projektor (Luzii udostępniało go za darmo Stowarzyszenie Pro Publico Bono) i znaleźć odpowiednie miejsce na seans.

Dodaje, że kiedy powiedziała to swojemu rozmówcy, ten po namyśle stwierdził, że faktycznie często mieszkańcy są po prostu zbyt leniwi, by zorganizować coś na własną rękę. Według młodej wolontariuszki w naszym mieście i tak dużo się dzieje.

- Szczytno ma bardzo duży potencjał działania. Jest wiele ciekawych wydarzeń, jak choćby te organizowane w herbarciarni �Róża Wiatrów�.

PERTURBACJE Z SEGREGACJĄ

Luzia włączyła się również w inicjatywy proekologiczne. Wiosną we współpracy z Zespołem Szkół nr 1 prowadziła projekt pod nazwą "Ambasadorzy środowiska". Jego celem było m.in. propagowanie segregacji śmieci. Choć Szczytno prowadzi ją już od kilku lat, to jednak młoda Niemka zauważyła, że odbywa się często w dość osobliwy sposób. W największe zdziwienie wprawiło ją to, że kolorowych pojemników do segregacji brakowało w siedzibie promotora i twórcy całej akcji - w szczycieńskim ratuszu (pojawiły się dopiero wiosną). Wybrała się nawet do wydziału zajmującego się ochroną środowiska, by wyjaśnić sprawę. Najważniejszym projektem, który współtworzyła był niedawny polsko-niemiecki plener fotograficzny. Podczas pracy w muzeum Luzia poznawała historię Warmii i Mazur, często wyjeżdżała też na rozmaite seminaria i szkolenia organizowane dla wolontariuszy. Dzięki nim odwiedziła m.in. Oświęcim.

TWARZĄ W TWARZ Z HISTORIĄ

Pobyt na Mazurach wiele ją nauczył.

- Zwykle Prusy kojarzą się z Niemcami. Tymczasem to bardzo zróżnicowany i bogaty kulturowo region. Na przestrzeni wieków schronienie znajdowali tu hugenoci, Żydzi czy starowiercy.

Pracując w szczycieńskim muzeum, młoda wolontariuszka często stykała się z dawnymi mieszkańcami Szczytna i powiatu, którzy przyjeżdżali tu w poszukiwaniu swoich rodzinnych korzeni. Luzia pomagała im poprzez internet zdobyć potrzebne informacje. Jak mówi, to zajęcie dostarczało jej wiele satysfakcji, ale też skłaniało do refleksji na temat skomplikowanych dziejów Warmii i Mazur.

- Niedawno przyjechał tu wraz z żoną pewien pan. Chciał odwiedzić swoją rodzinną miejscowość, ale nawet nie wiedział, czy dom jego przodków jeszcze stoi.

Luzia nie ukrywa, że rozumie sentyment dawnych mieszkańców do rodzinnych stron.

- Są związani z tymi miejscami i przeważnie nie chodzi im o to, by odzyskiwać swoje dawne siedziby. Trzeba ich zrozumieć.

TO MÓJ DRUGI DOM

Luzia jest żywym przykładem tego, że bezpośrednie relacje międzyludzkie potrafią zmieniać utarte stereotypy. Na seminarium rozpoczynającym wolontariat uprzedzano ją, że może się spotkać z negatywnymi reakcjami ze strony Polaków, odwołującymi się do II wojny światowej.

- Nic takiego nigdy mi się w Szczytnie nie przytrafiło. Ludzie są tu bardzo otwarci i serdeczni.

Zarówno ona, jak i jej rodacy przekonali się o tym podczas pleneru fotograficznego, kiedy szczytnianie chętnie zapraszli młodych Niemców do swoich domów, pozwalali z okien mieszkań fotografować miasto, częstowali herbatą i dzielili się osobistymi wspomnieniami dotyczącymi powojennej przeszłości Szczytna.

Środkiem transportu Luzii w czasie wolontariatu był pożyczony rower. Pojazd stał się obiektem wielkiej troski ze strony znajomych Polaków, czego młoda Niemka początkowo nie mogła pojąć.

- Często, kiedy robiłam zakupy, nawet go nigdzie nie przypinałam, bo szkoda mi było na to czasu. Wtedy wszyscy przestrzegali mnie, że zostanie ukradziony. Tak się jednak nie stało.

W ciągu roku zdążyła na dobre zadomowić się w Szczytnie. Przyznaje, że będzie jej brakowało tego miasta po powrocie do Niemiec.

- Z jednej strony cieszę się, że wracam do rodziny, ale na pewno będę tęsknić za Szczytnem. Teraz to już mój drugi dom. Mam tu przecież przyjaciół i znajomych, a także moje ulubione miejsca - herbaciarnię oraz cmentarz żydowski na ulicy Łomżyńskiej. Na pewno będę wracać do Szczytna - zapewnia Luzia.

Ewa Kułakowska